czwartek, 11 marca 2010

Ile jest bio w BIO?

Jeśli podzielimy banana na pół i damy ochotnikom oznajmiając, że jedna połowa pochodzi z uprawy organicznej, a druga ze zwykłej, to możemy być pewni, że połówka przedstawiona jako BIO będzie smakować lepiej. Taki złośliwy eksperyment przeprowadzili znani (i mocno ekscentryczni) prezenterzy NBC Penn&Teller.
No dobra, ale przecież smak to nie jest główny powód, dla którego kupujemy żywność organiczną. Są inne i o nich także mowa w programie. Jeśli wierzycie, że wspomagacie w ten sposób małe gospodarstwa rolnicze, to czeka Was niespodzianka. Przemysł BIO żywności (i generalnie wszystkiego co jest BIO) zdominowały wielkie, międzynarodowe koncerny, a aż 20 procent żywności organicznej pochodzi z jednego kraju. Z jakiego? Oczywiście z Chin.
Fragment tego odcinka możecie obejrzeć tu:
Chciałbym wierzyć, że płacąc dwu, trzykrotnie więcej za żywność nie tylko jem zdrowiej, ale sprawiam chociażby, że mięso, bez którego żyć nie umiem, pojawia się na moim stole w miarę humanitarny sposób. Tu niestety także czekała mnie niemiła niespodzianka. Co prawda mamy dość szczegółowe normy obowiązujące w sektorze rolniczym, które mówią w jaki sposób powinny być traktowane zwierzęta (polecam stronę http://ec.europa.eu/agriculture/organic/home_pl), i gwarantujące eliminację tak skandalicznych praktyk jak chociażby obcinanie dziobów drobiu ale ani słowa nie ma tam o zapewnieniu ptactwu przebywania na świeżym powietrzu czy gwarancji, że mogą pożyć dłużej niż 30 dni (średni czas życia kurczaka brojlera). Tak więc jeśli kupując kurczaka oznaczonego logiem BIO myślisz, że kiedykolwiek stąpał on po zielonej trawie, to uległeś propagandzie sprytnych marketingowców.
Pomysł z żywnością przyjął się na tyle dobrze, że natychmiast logiem BIO, ORGANIC lub ECO zaczęto oznaczać wszystkie inne możliwe produkty. Od lodówek począwszy, na budynkach skończywszy. Część ma na celu szczytny cel i należy się za to chwała producentom. Część to zwykłe dojenie klienta. Bo czy bycie eko naprawdę musi kosztować majątek?

4 komentarze:

  1. hm, pewnie to wszystko prawda, tylko że dlaczego tak naprawdę kupujemy żywność bio? żeby wspierać lokalny przemysł lub z miłości do zwierząt? nie, dlatego że chcemy wchłonąć mniej chemii i gmo. to właśnie zaświadcza logo bio, organic itd.

    Trzymanie zwierząt na wolnym powietrzu też jest zresztą jednym z wymogów przyznania etykiety bio:
    Utrzymanie zwierząt w systemie wolnostanowiskowym, dostęp do wybiegów oraz żywienie paszami z rolnictwa ekologicznego (z podanej przez Ciebie strony)

    A co do cen, no cóż, jeżeli ktoś wierzy, że za tę samą cenę można wyprodukować diametralnie lepszego, to jest naiwny... Z moich obserwacji wynika, że naprawdę droga żywność bio to produkty lokalne. Jeśli ktoś chce mieć i bio i w miarę tanio, będzie miał z Chin itd. Nie ma cudów.
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  2. Parę miesięcy temu przetrząsnąłem internet poszukując obiektywnych argumentów, że żywność organiczna jest zdrowsza, ale żadnych wyników badań to potwierdzających nie udało mi się znaleźć. Natrafiłem za to na artykuły takie jak ten:
    http://kobieta.interia.pl/zdrowie/profilaktyka/news/zywnosc-organiczna-kolejne-oszustwo,1346648.
    Pozostaje także argument kosztów - skoro rolnicy nie muszą stosować sztucznych nawozów, a wszystko dojrzewa naturalnie, to skąd biorą się aż tak wysokie ceny? Rozumiem, że produkty dojrzewają dłużej, ale czy muszą być aż tak drogie?.
    Niemniej jeżeli ktoś przeprowadzi badania, pokazujące, że BIO żywność jest faktycznie zdrowsza, to spojrzę na nią przychylniej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja nie przeprowadziłam tak gruntownych poszukiwań, ale znalazłam coś takiego: http://swroc.cfans.umn.edu/organic/ASD_Lairon_2009.pdf

    Swoją drogą, jak to zwykle bywa, można znaleźć badania potwierdzające każdą dowolną tezę, w zależności od tego, kto sponsoruje badania ;)

    Coś mi mówi, że skutki faszerowania się pestycydami itp będzie można tak naprawdę ocenić dopiero po wielu latach. Tak na wszelki wypadek faszeruję więc mojego młodego bezołowiową marchewką ;)

    A z cenami naprawdę nie jest tak tragicznie, ostatnio w cactusie kupiłam mango bio tańsze od nie-bio...

    OdpowiedzUsuń
  4. jest np. takie badanie http://swroc.cfans.umn.edu/organic/ASD_Lairon_2009.pdf

    chociaż z drugiej strony wiadomo, że na każdą tezę można znaleźć badanie, w zależności od tego, kto je sponsoruje ;)

    intuicja mi podpowiada, że bezołowiowa marchewka jest jednak lepsza i że skutki wieloletniego absorbowania pestycydów będzie można ocenić dopiero po wielu latach

    a co do kosztów - tak, nawozy stosuje się dlatego, że zyski z ich użycia wielokrotnie przekraczają koszt samego nawozu. bez nawozów wydajność upraw spada drastycznie

    z cenami zresztą nie jest tak tragicznie, ostatnio w cactusie kupiłam mango bio tańsze niż mango nie-bio. a różnica w smaku i zapachu z tym, które kupiłam wcześniej w polsce, była kolosalna - to nieekologiczne przypominało pod wieloma względami choinkę zapachową do samochodu ;)

    OdpowiedzUsuń