środa, 28 kwietnia 2010

Nasza klasa - początek końca

    Tak, wiem, Nasza-klasa to lider polskiego internetu, najpopularniejszy portal społecznościowy, z rewelacyjną liczbą użytkowników itd. To prawda, ale widać już oznaki zadyszki. Nasza-klasa czuje na sobie oddech światowego giganta, który już na dobre rozgościł się w naszym necie, oferując wyższą jakość i bogatszy wachlarz możliwości od polskiego lidera. Facebook, bo to o nim mowa, ma wyraźną chrapkę na nasz rynek portali społecznościowych i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że już wkrótce nim zawładnie.
    Specjaliści przewidują, że Nasza-klasa zostanie pobita za ok. 3 lata. Moim zdaniem już w 2012 zacznie przechodzić do lamusa. Wydaje się, że szefowie portalu wiedzą, co się święci i wszelkimi siłami będą próbowali zatrzymać u siebie internautów, nawet kosztem bezczelnego podrabiania Facebooka.
    O pierwszych kłopotach świadczy parę rzeczy, z których najbardziej wyraźnym jest brak informacji o aktualnych rankingach portalu. Jeżeli poszperamy w materiałach Naszej-klasy przeznaczonych dla reklamodawców, to pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest ich (nie)aktualność. Zarówno dane dotyczące zasięgu witryny, jak i średniego czasu na użytkownika pochodzą z listopada 2009 r., a więc sprzed pół roku! Portal jakim jest Nasza-klasa nie może sobie pozwolić na tak długą przerwę w pomiarach, i jest oczywiste, że zleca je maksimum co kilka tygodni. Pytanie, dlaczego ich nie publikuje? Powód może być tylko jeden – ich wyniki są gorsze, niż te z listopada.
    Teorię o spadku liczby użytkowników potwierdza ostatnio wprowadzona i co tu dużo mówić, dość rozpaczliwa funkcja powiadamiania na email o aktywności naszych znajomych. W emailu, który dotrze do naszej skrzynki co dwa dni znajdziemy informację, że ktoś dodał sobie zdjęcie, a ktoś inny powiadomienie lub coś nabazgrolił na śledziku.
    Informacji jest dużo, na dodatek podanych tak nieczytelnie, że jeszcze nigdy nie zmusiły mnie do przeczytania całej wiadomości. Wystarczyłaby jedna, precyzyjna informacja o tym, co mnie akurat może zainteresować. W efekcie jednak dostajemy spam, który aż prosi się o ustawienie w kliencie poczty reguły: Usuń wszystkie wiadomości od użytkownika Nasza-klasa.
    Wierzę, że po wysłaniu takiego emaila do nieaktywnych użytkowników znów zapychają się serwery, ale to efekt chwilowy. Ludzie szybko nauczą się je ignorować. Niestety, to nie jedyny grzech portalu. Oto lista tych, które akurat przyszły mi do głowy:
  1. Infantylizm. Do diaska, czy naprawdę tak trudno pozbyć się Pana Gąbki, Superminek, prezentów w postaci wirtualnego Żelka, kotka Kłaczka, czy sowy Ali-Mądrali? No i co to za nazwa Śledzik? Dwunastolatka może i zachwyci, ale czy taki jest target portalu?
  2. Problemy w walce ze spamem – portal przez długie miesiące był nękany śmieciowymi komunikatami, które bezlitośnie wykorzystywały funkcję śledzenia aktywności naszych znajomych (czyli Śledzika).
  3. Brak charakteru – portal postanowił kopiować udane rozwiązania z Facebooka, nie siląc się na własne, ciekawe pomysły. Nawet logo portalu stało się „fejsbukowe”.
  4. Żenujące akcje mające na celu zbicie kapitału na tragediach, jak chociażby prezent dla znajomego w postaci czarnej wstążki w trakcie żałoby narodowej.

Pamiętacie portal Grono.net? Jeszcze w 2006 r. był to jeden z liderów polskiego internetu, kupiony za okrutne pieniądze przez Piotra Wiliama, współtwórcę Onetu. Pod koniec tamtego roku serwis liczył 1,07 mln, ale już trzy lata później, w lipcu 2009 roku złożono wniosek o jego upadłość z powodu niespłaconych wierzytelności. I choć portalowi się upiekło, to nie jest to nawet cień giganta, którym był jeszcze parę lat wcześniej. Czy i taki będzie los n-k?

środa, 21 kwietnia 2010

Jogurt dobry na wszystko

    Danone wycofał z Europejskiego Biura ds. Bezpieczeństwa Żywności swoje wnioski o uznanie Activii i Actimela za produkty wzmacniające odporność. Firma twierdzi, że do rezygnacji zmusiły je niejasne przepisy nowego prawa europejskiego, ale plotka niesie, że producent tych mlecznych bestsellerów doskonale wie, że żaden z nich nie poprawia ani odporności, ani tym bardziej zdrowia. Wydaje się więc, że już wkrótce znikną z naszych telewizorów reklamy przekonujące nas, że pijąc Activię i Actimela będziemy żyć lepiej i dłużej.
    Kłamstwo reklamom Danona zarzucano od dawna. Jak twierdzą specjaliści, już stwierdzenie o podnoszeniu odporności organizmu jest oszustwem. Organizm zwykłego człowieka, bez zaburzeń odporności i choroby układu immunologicznego nie może mieć podniesionej odporności, nie tylko przy pomocy jogurtów, ale nawet leków. W rzeczywistości Actimel pojawił się na początku właśnie jako lek. Przeznaczony był dla tych chorych, którzy nie wytwarzają bakterii Lactobacillus casei DN-114 00, ale ilość tych osób okazała się tak mała, że produkcja leku szybko przestała być opłacalna. Zbawieniem okazał się pomysł, by sprzedać patent na niego firmom żywnościowym.
    Nie brakuje opinii, że picie jogurtów z żywymi kulturami bakterii jest wręcz szkodliwe. Jeśli spożywamy np. Actimela, dostarczamy organizmowi bakterie, które normalnie sam produkuje.  W efekcie, organizm zmniejsza własną produkcję i zadowala się tym, co mu dostarczamy. Bakterie dostarczane sztucznie i szybko umierają, więc musimy spożywać jogurty regularnie. Jeśli po dłuższym czasie wpadniemy na pomysł, aby tego zaprzestać, może pojawić się efekt odstawienia i problemy ze zdrowiem. Do czasu, aż organizm wróci do równowagi i znowu zacznie produkować niezbędne mu mikroorganizmy.
    Activia czy Actimel nie poprawią nam zdrowia, ale skutecznie wyczyszczą kieszenie. Oba produkty są nawet 4-6 razy droższe od zwyczajnych, równie „zdrowotnych” jogurtów.  Wielki wyczyn, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że Actimel jest, co tu dużo mówić, mocno rozwodniony. Zawiera za to dwa razy więcej cukru, co skutecznie maskuje brak mlecznej treści.
    Dyskusja, jaka toczy się obecnie o produktach światowego potentata ma szansę wypłynąć na szersze morze i sprawić, że zostanie wyjaśniona dogłębnie kwestia, czy spożywanie jogurtów (i zresztą innych produktów mlecznych) częściej niż okazjonalnie, jest dobre dla naszego zdrowia. Jogurt, który był przez lata przedstawiany jako niezawodny sposób na zdrowe zęby, mocne kości, a nawet raka (artykuł to sugerujący ukazał się w 2008 r. w Daily Express) przestanie być lekiem „na wszystko”, a stanie się znów deserem.

sobota, 10 kwietnia 2010

Wyskok na Hamburgera

W celu uniknięcia zarzutów o wyłącznie narzekanie na swoim blogu na złych sprzedawców i podstępnych marketingowców, tym razem coś ku pokrzepieniu serc. Jak podała prasa, islandzkie linie lotnicze Iceland Express zaoferowały loty do USA w wyjątkowo niskich cenach. Wszyscy, którzy uważają, że jeśli jeść hamburgera, to tylko w jego ojczyźnie, mogą teraz odwiedzić USA za jedyne 2 tys. złotych
Jak szybko obliczył mój kolega, gdyby z każdej wyprawy za ocean udało mu się przywieźć „na handelek” iPada 16 GB (ok. 1,2 tys. zł. różnicy) i zegarek Tissot Men's PRS200 Chronograph (ponad 800 zł różnicy), bez trudu zwróciłyby mu się koszty podróży. Doradziłem mu, by na tym nie poprzestawał i spróbował przytargać nieco więcej. Bez wzbudzania nadmiernej ciekawości celników mógłby przywieźć dobra takie jak chociażby lansiarskie okulary Dolce&Gabbana, granatowy dres adidasa (nad Wisłą wciąż popularny strój wieczorowy) czy też gatki Calvina Kleina (koniecznie wystające ze spodni).
Wiadomo, przecież Polak potrafi.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Nekro porażka

    Czy śmierć może być sexy? Krew mnie zmroziła, kiedy zobaczyłem w „Gazecie Wyborczej” artykuł o nowej kampanii reklamowej największego polskiego producenta trumien (cały artykuł znajdziecie tutaj). Pochodząca z moich stron rodzinnych (Wągrowiec) firma Lindner nie przebiera w środkach by wybić się na rynku – wydała kalendarz pełen ponętnych i półnagich dziewcząt pozujących z... trumnami.
    Potentat na rynku trumien zapewne nie ma co robić z pieniędzmi, skoro zdecydował się na tak kontrowersyjną i pozbawioną smaku kampanię, która na dodatek nie poprawi ani o jotę sprzedaży. Szkoda, że syn właściciela firmy nie skonsultował swojego pomysłu z kimś kto o marketingu ma chociażby skrajne pojęcie. Wbrew obiegowym opiniom w walce o klienta liczy się to CO mówią, a nie tylko to CZY mówią. Czasami piękne panie to za mało.
    Bezsens całego projektu idealnie oddaje cytat z Wyborczej: Myśl o śmierci jest obecna w życiu współczesnego człowieka 24 godziny na dobę, bo co chwila staramy się odepchnąć drobne, wszechobecne i niezliczone przyczyny śmierci. Pstrykamy pilotem, żeby zobaczyć reklamę zdrowej żywności, nowego leku albo polisy na życie. Od lęku przed śmiercią nie mamy chwili wytchnienia. Jest to jednak lęk rozwodniony. Śmierć odarta z aury niesamowitości, oswojona licznymi egzorcyzmami (jak łykanie witamin), staje się banalna. Nie sposób jej spotkać w całej koszmarnej upiorności. Modelki na trumnach to kolejny przykład banału znieczulającego nasz ból istnienia.
    Ponieważ wszyscy lubimy dziwactwa zapraszam do galerii tego niesmacznego projektu: