piątek, 19 sierpnia 2011

No to Frugo!

Jeśli nie próbowałaś/eś jeszcze nowego frugo, to się tym nie chwal, zwłaszcza wśród nastolatków. Ten napój dołączył do ikon stylu i stał się na rynku spożywczym tym, czym iPhone wśród telefonów, a Mini Classic Cooper na rynku samochodów. Na kampanię nie wydano majątku, a mimo to produkt odniósł sukces. Jak do tego doszło?

Dokładnie 1 lipca wprowadzono do sprzedaży nowe Frugo, czyli produkt nawiązujący do popularnego w drugiej połowie lat 90-tych napoju . Pierwsze Frugo wybiło się dzięki odważnym reklamom, będącym wyrazem buntu młodzieży przeciwko bliżej nieokreślonej rzeczywistości. Kiedy jednak rynek polski został zalany rozmaitej maści napojami, okazało się, że Frugo nie jest w stanie się sprzedawać bez wysokobudżetowych kampanii reklamowych. Wystarczyło przerwać kampanię i sprzedaż momentalnie siadała. W końcu właściciel się poddał i postanowił markę sprzedać. Frugo  dwa razy zmieniało właściciela, aż w końcu znalazło się w rękach przedsiębiorców gotowych ponownie wprowadzić go na rynek.

Frugo v.2.0, podobnie jak jego protoplasta, nie jest tanie (1,99 zł za 250 ml), ale tym razem cena nie powinna położyć się cieniem na sprzedaży. Przez ostatnie dziesięć lat znacznie wzrosła siła nabywcza Polaków i stać nas na nieco droższe napoje kupowane dla przyjemności. Napojowi w sprzedaży pomogła także nostalgia, którą dzisiejsi 30-latkowie żywią do produktów przypominających im młodość. Największe znaczenie miała jednak udana kampania wirusowa, która zalała fora i popularne serwisy różnymi memami (jeśli nie wiesz co to takiego, złap pierwszego lepszego nastolatka i zapytaj) a także wpisami odwołującymi się do pozytywnych skojarzeń.

O popularność Frugo w internecie dbają memy. Mianem tym określa się zjawisko społeczne polegające na powtarzaniu wszelakiej maści elementów, melodii czy motywów, ewoluujący w intrenecie.
Oto przykłady memów z Frugo:






Pierwsze tygodnie Frugo może uznać za sukces, bo sprzedaż przewyższyła oczekiwania, ale konkurencji nie dadzą sobie łatwo wykroić kawałka tego rynkowego tortu. Ja w każdym bądź razie trzymam kciuki.

piątek, 5 sierpnia 2011

Google Plus na froncie


    Jakoś nie chce mi się wierzyć, że przeładowane serwery Googla po tym, jak uruchomił swój portal społecznościowy Google+, są czymś więcej niż tylko zabiegiem marketingowym. Nawet 25 milionów osób buszujących po stronach nowego serwisu nie powinno być wyzwaniem dla firmy mającej jedną z największych baz serwerowych na świecie.

    Wierzę jednak, że nowy produkt Google, w przeciwieństwie do jego poprzednich prób na rynku społecznościowym, takich jak Google Profiles i Google Buzz, ma szansę faktycznie powalczyć z Facebookiem. Produkt jest dopracowany i nowatorski, choć sens kilku opcji wydaje mi się wątpliwy. Na rynku społecznościowym jednak jest miejsce tylko dla jednego lidera. Czy więc Google+ wysadzi z siodła Facebooka w najbliższym czasie? Śmiem wątpić.