środa, 22 września 2010

Pęknięte serce klienta

    Tego już za wiele - rozumiem, że kryzys, że żywność droga, że klienta, niczym porządną krowę, trzeba raz po raz wydoić, ale obok pewnych rzeczy obojętnie nie przejdę! Na oszczędnościowym kombinowaniu ucierpiały moje ulubione galaretki.
Robienie w trąbę przybiera rozmaite formy, a jedną z najpopularniejszych jest podwyższanie ceny danego produktu bez jej zmiany na etykietce. Jak tego dokonać? Wystarczy go "odchudzić" i sprzedawać mniej za tą samą cenę!
    Wielkie Odchudzanie objęło już produkty największych koncernów, jak chociażby popularne batony Mars i Snickers. Są zdecydowanie mniejsze niż przed kilkunastoma miesiącami. Jeszcze łatwiej odchudzić paczkę chipsów - ładujemy mniej chrupek (np. zamiast 100 g. trafia do środka 80 g.) i pompujemy powietrze. Wersja "na bezczela" jest jeszcze lepsza - nie tylko dajemy mniej chipsów i więcej powietrza, ale też powiększamy paczkę, tak by na sklepowej półce wyglądała bardziej imponująco od swojej poprzedniczki! Proste, łatwe do wprowadzenia i diabelnie skuteczne. Za ciężko zarobione pieniądze zarząd może sobie kupić po greckiej wyspie.
    Przyszła pora, kiedy z tego złotego pomysłu korzystać zaczęły polskie firmy. Przekonałem się o tym boleśnie, otwierając paczkę ulubionych słodyczy firmowanych logiem "Jutrzenki". Moich galaretek jest mniej niż kiedykolwiek! Żeby nie było tego słychać przy wkładaniu do sklepowego koszyka, magicy z Jutrzenki przeprojektowali wnętrze opakowania i kłopotliwego gruchotania nie słychać.
    Może i "Jutrzenka" ma z tego większe pieniądze, może większość klientów nawet się nie zorientuje. Moje serce jest jednak pęknięte i nawet obfita garść galaretek go nie poskładała...


Poniżej: dowód na machlojki z galaretkami

wtorek, 7 września 2010

Krew - towar jak każdy inny


Lato to czas, kiedy tradycyjnie potrzeba najwięcej krwi i czas, kiedy najmniej ludzi decyduje się ją oddać. Problem nie jest nowy i nie dotyczy tylko Polski. Krwi brakuje jak świat długi i szeroki, choć są na świecie państwa i rejony, w których służba medyczna tego problemu nie zna. Gdzie tkwi tajemnica? Jak zwykle w pieniądzach. Wystarczy za krew zapłacić, by nie było problemów z jej ilością w bankach krwi.

Powód, by oddawać krew wyłącznie za darmo jest jeden podstawowy – obawa, że ktoś ryzykowałby własne zdrowie w zamiar za pieniądze. Faktycznie, problem istniał i stanowił zagrożenie, tyle, że piętnaście lat temu. Dzisiaj, przy powszechnej informatyzacji wystarczy stworzyć jedną, ogólnokrajową bazę danych, by uniknąć problemu zagrożenia życia dawcy. Warto, by WTO (Światowa Organizacja Zdrowia) pomyślała nad rozwiązaniami, które wykorzystają potencjał postępu technologicznego zamiast patrzeć bezczynnie jak miliony ludzi na świecie umierają z braku krwi.

Co dostaniemy dzisiaj chcąc oddać krew? Zazwyczaj dziesięć czekolad (równowartość 4500 kcal) i colę. Oprócz tego możemy liczyć na:

- tytuł i legitymację "Honorowy Dawca Krwi" (wydawana przez odpowiednią jednostkę publicznej służby krwi),
- zwrot utraconego zarobku na zasadach wynikających z przepisów prawa pracy,
- zwrot kosztów przejazdu do jednostki publicznej służby krwi i z powrotem,
- zwolnienie z pracy lub zajęć lekcyjnych w dniu, w którym oddaje krew (nieocenione dla studentów i wszystkich skacowanych),
- otrzymanie wyników badań krwi (które i tak muszą być zrobione).
Jak będziemy mieli szczęście, to dostaniemy jakieś gadżety, chociażby jak te powyżej.

Wszystko to niewiele, skoro krwiodawców mamy jak na lekarstwo. Zamiast wydawać miliony na bezskuteczne kampanie reklamowe, zacznijmy za krew płacić, jak robi to np. część stanów USA. Traktujmy to jak każdy inny towar. Problem braku krwi zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.