poniedziałek, 6 grudnia 2010

Grudniowa gorączka zakupowa

Grudzień to okres żniw dla każdego niemalże handlarza detalicznego. Z wyjątkiem osiedlowych spożywczaków, wszyscy zacierają ręce i liczą i na ogromny obrót. W pewnej znanej firmie jubilerskiej, w której pracowałem, grudzień decydował o całorocznych wynikach – był udany, wszyscy się cieszyli, był kiepski – na korytarzach było słychać ciche pochlipywanie kierowników sprzedaży, niepewnych swego jutra.
       Nic dziwnego, że sprzedawcy dwoją się i troją, by opróżnić magazyny. Wiedząc, że klienci nie mają czasu na wnikliwe studiowanie ofert często dyskretnie windują ceny, a już zupełnie jawnie  rezygnują ze wszystkich promocji i upustów. Przykład miałem dzisiaj – udałem się do salonu z zegarkami i zapytałem o zegarek, do zakupu którego przymierzam się od dawna. Po usłyszeniu ceny zapytałem o rabat, ale uprzejma pani sprzedawczyni szybko  odpowiedziała mi, że mogę o nim zapomnieć. Na moje zdziwienie odpowiedziała, że jest grudzień i nikt przy zdrowych zmysłach rabatów nie daje, a na ucho szepnęła, że jeżeli mi się nie spieszy, to wystarczy jak przyjdę parę dni po świętach. Wtedy bez trudu wynegocjuję nawet 10 procent. 
      Abyśmy kupowali więcej co sprytniejsi sprzedawcy umiejętnie kreują klimat, który ma sprawić, że pieniądze będziemy wydawali bardziej beztrosko. Dźwięk kolęd, wystrój, gra światłem, a nawet zapach – wszystko to ma sprawić, że poczujemy się bezpiecznie. Wszechobecne prezenty, prezenciki, mikołaje i choinki dbają jednocześnie, byśmy nie zapominali, po co do sklepu przyszliśmy. W takiej atmosferze zdecydowanie częściej dobywamy portfela, rzadko kiedy mieszcząc się w budżecie zakładanym na świąteczne zakupy…