sobota, 22 maja 2010

Zrobiony w balona

    Stoję sobie ostatnio w sklepowej kolejce do kasy czekając na wyrok (cenę do zapłacenia) i spoglądam znudzonym wzrokiem na paletę gum do żucia, napojów i batonów jakie mają zwyczaj kłaść w takich miejscach. Wzrok zatrzymałem na gumie Orbit Professional plus wapń – najnowszym dziecku koncernu Wrigley. Genialne – pomyślałem – że też nikt nie wpadł dotychczas na pomysł, żeby do gum dodawać wapń i w ten sposób wzmacniać zęby!  Bo choć nigdzie na opakowaniu nie jest napisane, że guma cokolwiek wzmacnia, to tak właśnie  ma myśleć konsument. Paczka gum trafiła do mojego koszyka.
    W domu na spokojnie spróbowałem gum i przyjrzałem się opakowaniu. Odkryłem tam logo PTS czyli Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego – dziwnej organizacji znanej przede wszystki z uczestnictwa w akcjach sprzedażowych wszystkich możliwych koncernów. Własnie to logo zasiało ziarno zwątpienia, czy Orbit z wapniem aby na pewno moim zębom pomaga.
    Przede wszystkim postanowiłem poszukać tego wapnia w składzie gumy. Szybko odkryłem węglan wapnia, który, jak twierdzi Wikipedia, jest jednym z podstawowych zródeł tego pierwiastka dla naszych kości. Jest jedno „ale”. Jakoś głupio założyłem, że wapń z gumy odkłada się na zębach i jest wchłaniany bezpośrednio przez szkliwo Tymczasem dowiedziałem się, że aby wapń trafił do organizmu niezbędne jest jego rozpuszczenie przez soki żołądkowe (jest to substancja nierozpuszczalna w wodzie). To mocno komplikuje sprawę, bo niewiele z gumy trafia tak daleko.
    Nie to mnie jednak zaskoczyło najbardziej. Otóż okazuje się, że węglan wapnia dodawany jest od dziesięcioleci do… pasty do zębów! Nie ma tam za zadania wzmacniać zęby (producenci do past mniej są skorzy do kłamania), ale pełni rolę substancji ściernej! Innymi słowy, producenci gumy do żucia dodają do swojego produktu substancję, która żadnych zebów nie wzmocni, ale chwalą się tym jakby odkryli remedium na próchnicę!
    Zauważyłem, że od lat stosuje się konsekwentną strategię marketingową w odniesieniu do gum do żucia. Zastanawialiście się dlaczego sprzedawane są one w pudełkach przypominajacych te na lekarstwa lub w listkach, w jakich normalnie znajdujemy tabletki? Jestem przekonany, że jest to działanie celowe, mające nobilitować gumę do żucia. Zupełnie obok tej strategii jest prowadzona kampania informacyjna, która zalewa opinię publiczną kolejnymi odkryciami właściwości zdrowotnych gumy do żucia. I tak wiemy już, że zapobiega próchnicy, wersje z witaminami dostarczają organizmowi cennych składników, pomaga też schudnąć (żucie ponoć ogranicza łaknienie), ma działanie relaksujące, ale prawdziwym hitem jest odkrycie jakoby żucie gumy miało gwarantować wyższy poziom inteligencji! Ponoć są badania, które wykazały, iż dorośli, którzy w dzieciństwie żuli dużo gumy, mają statystycznie wyższy iloraz IQ niż ci, którzy za żuciem nie przepadali!
    Co teraz odkryją spece od market…, przepraszam, badacze? Że guma powstrzymuje łysienie? Że zwalcza trądzik? Czy ktoś w końcu rzetelnie i dokładnie przebada, jakkolwiek śmiesznie to by nie brzmiało, gumę do żucia? Mam jakieś dziwne przeczucie, że z bajek, którymi pokrętnymi kanałami raczy nas przede wszystkim koncern Wrigley nie pozostało by wiele. Czas się chyba opamiętać.

1 komentarz:

  1. Powinno być tak jak w Singapurze - za żucie gumy do pierdla. Ciekawe, czy tam wrigley też się sprzedaje :)

    OdpowiedzUsuń